Itaque, qui se exístimat stare, vídeat, ne cadat.
„Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł”
(1 Kor 10, 12).
Krzewienie wiary katolickiej jest naszym świętym obowiązkiem – także wtedy, gdy sami nie dorastamy do pełni ewangelicznych wymagań moralnych i duchowych. Św. Paweł poucza nas słowem światłym: „Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9, 16).
Sprawa nas nieskończenie przerasta, bo jest sprawą Bożą – nie ludzką. Mówi Apostoł Narodów: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4, 7). „Nie głosimy bowiem siebie samych, lecz Chrystusa Jezusa jako Pana, a nas – jako sługi wasze przez Jezusa” (2 Kor 4, 5). Słowa aktualne zwłaszcza dla katolickiego duchowieństwa.
Z nakazu Chrystusa mamy poznawać wiarę katolicką, bronić jej i według niej układać swoje życie.
Obrona wiary katolickiej niejednokrotnie wiąże się z obowiązkiem roztropnego oddziaływania na zewnątrz, choćby przez katolickie wychowanie własnych dzieci lub krzewienie nieskazitelnych treści katolickich – dla dobra wielu dusz.
Musimy jednak zawsze pamiętać, że równolegle trzeba cierpliwie podejmować pracę nad sobą. Byłoby sytuacją opłakania godną, gdyby ktoś walczył o zbawienie świata całego, a zaniedbał troskę o swoją własną duszę. Pan Jezus mówi: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” (Mt 16, 26).
Powiedzmy wprost: gdybyśmy walczyli gorliwie na wielu frontach o zbawienie świata, a zaniedbali swoją duszę i prowadzili gorszący tryb życia, wtedy z naszej winy mogłoby dojść do kompromitacji wiary katolickiej w oczach tych niewierzących, którzy byliby skłonni wiarę katolicką przyjąć, gdyby u katolików widzieli spójność słowa i życia. Odnosiłyby się wtedy do nas dramatyczne słowa św. Pawła: „Z waszej to bowiem przyczyny – zgodnie z tym, co jest napisane – poganie bluźnią imieniu Boga” (Rz 2, 24). Pan Jezus poważnie przestrzega: „Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia, lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie” (Mt 18, 7).
Jest ktoś, komu bardzo zależy na tym, abyśmy zaniedbali troskę o zbawienie swojej duszy. Pisze pierwszy prawowity papież: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu!” (1 P 5, 8-9).
A św. Paweł pisze do młodego biskupa Tymoteusza: „To wszystko przypominaj, dając świadectwo w obliczu Boga, byś nie walczył o same słowa, bo to się na nic nie przyda, wyjdzie tylko na zgubę słuchaczy. Dołóż starania, byś sam stanął przed Bogiem jako godny uznania pracownik, który nie przynosi wstydu, trzymając się prostej linii prawdy” (2 Tm 2, 14-15). Słowa pomocne każdemu, by zachować roztropne proporcje między troską o zbawienie bliźnich a troską o zbawienie swojej duszy. To jest też kwestia uczciwości i przejrzystości sumienia przed Panem Bogiem. Elementarnie: zachować serce czyste (stan łaski uświęcającej, wolność od grzechu ciężkiego) i solidnie wypełniać obowiązki stanu.
Jak widać, bezrobocie nam nie grozi – ani w zakresie zewnętrznych roztropnych działań mających na celu krzewienie i obronę katolickiej wiary, ani w zakresie troski o świętość własnej duszy. Troska dwutorowa. Zaszczytna i konieczna. Nie próżnujmy!