Pomagajmy duszom w czyśćcu cierpiącym przez:
- zamawianie Mszy Świętych,
- modlitwę,
- odpusty.
Pomagajmy duszom w czyśćcu cierpiącym przez:
Jeżeli duchowny katolicki jest przekonany, iż jego OBOWIĄZKIEM (nie opcją!) jest sprawowanie wyłącznie katolickiego kultu, wtedy niewątpliwie dołoży starań, aby dochować wierności katolickiemu kultowi – wyłącznie, dożywotnio i nieodwołalnie. Bez względu na konsekwencje.
Taki biskup i kapłan dobrze służy Panu Bogu i Kościołowi.
Jeżeli w duszy mielibyśmy dobrze ugruntowaną prawdę, że Pan nasz Jezus Chrystus stawia nam bardzo wysokie wymagania, o wiele mniej grzechów popełnilibyśmy.
Ks. dr Gregorius Hesse radził:
„Idźcie – a jeśli musicie jechać samochodem i brać urlop, to warto to zrobić dla ratowania swojej duszy – idźcie do tradycyjnego księdza, aby się wyspowiadać”.
„Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata…”.
Śpiewy się rozlegały gromko i tłumnie. Niektórzy pamiętają.
Zastanów się, co robisz, jeśli postulujesz posłuszeństwo nurtom rewolucyjnym.
Ojciec Święty Pius XI, ustanawiając święto Chrystusa Króla, pisał:
„A do obchodzenia tego święta wydała się najodpowiedniejsza spośród innych ostatnia niedziela października, która prawie zamyka okres roku kościelnego; w ten sposób rozpamiętywanie w ciągu roku tajemnic życia Jezusa Chrystusa zakończy się niejako i pomnoży świętem Chrystusa Króla i zanim obchodzić będziemy chwałę Wszystkich Świętych, wysławiać i głosić będziemy chwałę Tego, który triumfuje we wszystkich Świętych i wybranych”.
Pożytecznym dla naszej duszy przygotowaniem do tejże uroczystości będzie:
– uważne zapoznanie się z encykliką Piusa XI Quas primas,
– odprawienie dobrej i dobrze przygotowanej spowiedzi.
Postarajmy się!
Kazanie na XXII Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, 24.10.2021 r.
Msza Święta w rycie rzymskim.
Ks. Jacek Bałemba SDB.
Pius XI, encyklika Quas primas (1/2)
.
Dobrze jest poświęcić Panu Bogu niedzielę – Dzień Pański. Katolicki obowiązek.
Dobrze jest poświęcić Panu Bogu znaczną część niedzieli na Mszę Świętą w rycie rzymskim, choćby z dalekim dojazdem, na wysłuchanie katolickiego kapłańskiego pouczenia, na modlitwę i na katolicką ortodoksyjną lekturę.
Dzień święty święcę.
Ave, maris stella,
Dei Mater alma,
Atque semper Virgo,
Felix coeli porta.
Sumens illud Ave
Gabriélis ore,
Funda nos in pace,
Mutans Hevae nomen.
Solve vincla réis,
Profer lumen caecis,
Mala nostra pelle,
Bona cuncta posce,
Monstra te esse Matrem,
Sumat per te preces,
Qui pro nobis natus,
Tulit esse tuus.
Virgo singuláris,
Inter omnes mitis,
Nos culpis solútos,
Mites fac et castos.
Vitam praesta puram,
Iter para tutum,
Ut vidéntes Jesum,
Semper collaetémur.
Sit laus Deo Patri,
Summo Christo decus,
Spirítui Sancto,
Tribus honor unus. Amen.
Witaj, Gwiazdo morza,
Wielka Matko Boga,
Panno zawsze czysta,
Bramo niebios błoga.
Ty, coś Gabriela
Słowem przywitana,
Utwierdź nas w pokoju,
Odmień Ewy miano.
Winnych wyzwól z więzów,
Ślepym powróć blaski.
Oddal nasze nędze,
Uproś wszelkie łaski.
Okaż, żeś jest Matką,
Wzrusz modłami swymi
Tego, co Twym Synem
Zechciał być na ziemi.
O Dziewico sławna
I pokory wzorze,
Wyzwolonym z winy
Daj nam żyć w pokorze.
Daj wieść życie czyste,
Drogę ściel bezpieczną,
Widzieć daj Jezusa,
Mieć w Nim radość wieczną.
Bogu Ojcu chwała,
Chrystusowi pienie,
Obu z Duchem Świętym
Jedno uwielbienie. Amen.
Najważniejszym wydarzeniem w wielkim mieście i w małej miejscowości jest codziennie odprawiana Msza Święta w rycie rzymskim.
Najważniejszym wydarzeniem w wielkim mieście i w małej miejscowości jest pojednanie duszy z Panem Bogiem przez dobrą i dobrze przygotowaną spowiedź.
Dokładajmy starań, aby codziennie ofiarowywać Panu Bogu kompletny dar miłości, ze swoich modlitw nie zaniedbując nawet jednego Zdrowaś Maryjo.
Danina miłości powinna być wielkoduszna i kompletna.
Jeśli mamy plan codziennej modlitwy – a dobrze jest mieć takowy – wywiązujmy się z niego w pełni, nie pomijając nawet jednego Zdrowaś Maryjo. Danina miłości powinna być wielkoduszna i kompletna.
Czasem Pan Bóg rezerwuje szczególniejsze łaski i światła na ostatnie chwile modlitwy. Gdybyśmy zatem skrócili modlitwę lub z niej zrezygnowali, zostalibyśmy ich pozbawieni.
Każde zaniedbanie modlitwy osłabia naszą miłość do Pana Boga, osłabia naszą wolę i jest otwarciem furtki diabłu.
Pan Jezus – jak czytamy w Ewangelii – naucza o konieczności wytrwałej modlitwy. Danina miłości powinna być wielkoduszna i kompletna.
Katolik codziennie rano i wieczorem klęka do pacierza.
Odmawiajmy codziennie przynajmniej jedną część Różańca. Komu obowiązki stanu pozwalają, niech codziennie odmawia cały Różaniec – wszystkie trzy części – rozważając w skupieniu tajemnice radosne, bolesne i chwalebne.
Św. Ludwik Maria Grignion de Montfort, w Traktacie o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny, pisze:
„Błagam was usilnie, w imię miłości, jaką żywię do was w Jezusie i Maryi, byście odmawiali codziennie, o ile wam czas pozwoli, cały Różaniec, a w chwili śmierci błogosławić będziecie dzień i godzinę, kiedy mi uwierzyliście”.
Wielkim dobrem będzie modlitwa staranna, skupiona i bez pośpiechu.
Przy modlitwie nie spieszmy się. Przed rozpoczęciem modlitwy, choćby przez chwilę wyciszmy się i pomyślmy, że jesteśmy przed Majestatem Bożym. Przed każdą modlitwą stawmy się w obecności Bożej!
Słowa modlitwy wymawiajmy starannie, bez pośpiechu, w skupieniu podążając za treścią i sensem wypowiadanych słów. I zawsze miejmy świadomość, że mówimy do Pana Boga.
Tak też jest definicja modlitwy, zawarta w katolickim katechizmie św. Piusa X:
„Modlitwa jest wzniesieniem umysłu do Boga, aby oddać Mu cześć, aby Mu wyrazić podziękowanie i aby Go poprosić o to, czego potrzebujemy ”.
I dalej święty Papież naucza:
„Dobra modlitwa wymaga zwłaszcza skupienia, pokory, zaufania, wytrwałości i poddania się woli Bożej (…).
Modlić się w skupieniu to znaczy: pamiętać, że mówimy do Boga, a więc powinniśmy się modlić z głębokim szacunkiem i pobożnością, pilnie unikając roztargnienia, a więc myśli niezwiązanych z modlitwą (…).
Przed modlitwą trzeba usunąć wszelkie okazje do roztargnienia, a podczas modlitwy skupić się na tym, że jesteśmy w obecności Boga, który nas widzi i słyszy.
Co to znaczy modlić się pokornie?
To znaczy: szczerze uznawać swą niegodność, słabość i nędzę oraz zachować odpowiednią postawę ciała”.
„I powiedział im też przypowieść, iż zawsze modlić się potrzeba, a nie ustawać“ (Łk 18, 1).
Determinacja. A więc: zdecydowanie, stanowczość, niezłomność.
Jeśli spadną na nas wielkie niechęci do modlitwy, mocno naginajmy wolę i przymuszajmy się do modlitwy.
Mogą na nas przyjść wielkie niechęci do modlitwy.
Mogą na nas przyjść wielkie niechęci do zajmowania się Panem Bogiem.
Mogą na nas przyjść wielkie niechęci do poświęcenia czasu Panu Bogu.
Takie niechęci mogą być związane z naszym lenistwem, albo ze złym ułożeniem priorytetów w naszym życiu, albo mogą mieć inne przyczyny – na przykład działanie diabła, któremu bardzo zależy na tym, aby dusze odrywać od Pana Boga – w doczesności i na wieczność.
Stańmy na wysokości zadania! Jeśli spadną na nas wielkie niechęci do modlitwy, postawmy sobie bardzo wysokie wymagania: naginajmy wolę, naginajmy wolę! Klękajmy, bierzmy do ręki Różaniec i módlmy się!
Niektórzy mówią: Przymuszony pacierz Panu Bogu niemiły.
Nie jest to prawdą!
Przymuszony pacierz jest Panu Bogu miły.
Przymuszony pacierz jest Panu Bogu miły.
I jeszcze raz powtórzmy:
Przymuszony pacierz jest Panu Bogu miły.
Św. Teresa z Avili pisała:
„Modlitwa jest drogą do Nieba i bramą, wiodącą do łask Pana. Mnie nigdy Bóg nie zostawił bez pociechy, a mówię to z doświadczenia. Kto się zaczął ćwiczyć w modlitwie, niech tego nigdy nie zaniecha, choćby był jak najwięcej podległy ułomnościom: modlitwa jest jedynym środkiem do poprawy“.
Kazanie na XXI Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego, 17.10.2021 r.
Msza Święta w rycie rzymskim.
Ks. Jacek Bałemba SDB.
O modlitwie:
– kompletność,
– determinacja,
– dokładność.
.
Ze skarbca kultury polskiej. Fryderyk Chopin. Nieczęsto się zdarza, że z życia wielkich twórców polskiej kultury przypomina się datę ich Chrztu. Pod datą 23 kwietnia 1810 roku, w Parafii w Brochowie, znajduje się wpis wikarego, ks. Józefa Morawskiego, o Chrzcie Fryderyka Chopina. – więcej
17 października 1849 roku w Paryżu odchodził z tego świata Fryderyk Chopin. Z okazji kolejnej rocznicy śmierci genialnego polskiego kompozytora, warto przypomnieć okolicznościowy list księdza Aleksandra Jełowickiego. Finis coronat opus!
List ks. Aleksandra Jełowickiego do Ksawery Grocholskiej
Paryż, 21 października 1849 r.
I. M. J.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Przezacna Pani!
Jeszcze pod wrażeniem śmierci Chopina piszę o niej słowo. Umarł 17 października 1849 roku o godzinie drugiej z rana. Od lat mnogich życie Chopina było jak na włosku. Ciało jego, zawsze mdłe i słabe, coraz bardziej się wytrawiało od ognia jego geniuszu. Wszyscy się dziwili, że w tak wyniszczonym ciele dusza jeszcze mieszka i nie traci na bystrości rozumu i gorącości serca. Twarz jego jak alabaster zimną była, białą i przejrzystą; a oczy jego, zwykle mgłą przykryte, iskrzyły się niekiedy blaskami wejrzenia. Zawsze słodki i miły, i dowcipem wrzący, a czuły nad miarę, zdawał się już mało należeć do ziemi. Ale niestety, o Niebie nie myślał. Miał on niewiele dobrych przyjaciół, a złych, tj. bez wiary, bardzo wielu; ci zwłaszcza byli jego czcicielami. A triumfy jego w sztuce najwnikliwszej zagłuszyły mu w sercu Ducha Św. jęki niewypowiedziane. Pobożność, którą z łona matki Polki był wyssał, była mu już tylko rodzinnym wspomnieniem. A bezbożność towarzyszów i towarzyszek jego lat ostatnich wsiąkała coraz bardziej w chwytny umysł jego i na duszy jego jak chmurą ołowianą osiadła zwątpieniem. I tylko już mocą wykwintnej przyzwoitości jego się stawało, że się nie naśmiewał głośno z rzeczy świętych, że jeszcze nie szydził. W takim to opłakanym stanie schwyciła go śmiertelna piersiowa choroba. Wieść o tym, blada zbliżającą się śmiercią Chopina, spotkała mię więc przy powrocie moim z Rzymu do Paryża. Wnet pobiegłem do tego od lat dziecinnych przyjaciela mego, którego dusza tym droższa mi była. Uścisnęliśmy się wzajem, a, wzajemne łzy nasze wskazały nam, że już ostatkami gonił. Nędzniał i gasł widocznie; a jednak nie nad sobą, ale nade mną raczej zapłakał użalając się morderczej śmierci brata mego Edwarda, którego też kochał. Skorzystałem z tej tkliwości jego, aby mu przypomnieć Matkę… i jej wspomnieniem rozbudzić w nim wiarę, której go była nauczyła. „Ach, rozumiem cię, rzekł mi, nie chciałbym umrzeć bez Sakramentów, aby nie zasmucić Matki mej ukochanej; ale ich przyjąć nie mogę, bo już ich nie rozumiem po twojemu. Pojąłbym jeszcze słodycz spowiedzi płynącą ze zwierzenia się przyjacielowi; ale spowiedzi jako Sakramentu zgoła nie pojmuję. Jeżeli chcesz, to dla twej przyjaźni wyspowiadam się u ciebie, ale inaczej to nie”. Na te i tym podobne słowa Chopina ścisnęło mi się serce i zapłakałem. Żal mi było, żal mi tej miłej duszy. Upieszczałem ją, czym mogłem, już to Najświętszą Panną, już Panem Jezusem, już najtkliwszymi obrazami miłosierdzia Bożego. Nic nie pomagało. Ofiarowałem się przyprowadzić mu, jakiego zechce, spowiednika. A on mi w końcu powiedział: „Jeśli kiedy zechcę się wyspowiadać, to pewno u Ciebie”. Tego się właśnie po tym wszystkim, co mi powiedział, najbardziej lękałem. Upłynęły długie miesiące w częstych odwiedzinach moich, ale bez innego skutku. Modliłem się wszakże z ufnością, że nie zaginie ta dusza. Modliliśmy się o to wszyscy zmartwychwstańcy, zwłaszcza czasu rekolekcji. Aż oto 12 bm, wieczorem przyzywa mię co prędzej doktor Cruveiller mówiąc, że za nic nie ręczy. Drżący od wzruszenia stanąłem u drzwi Chopina, które po raz pierwszy przede mną zamknięto. Jednak po chwili kazał mię wpuścić, lecz tylko na to, aby mi rękę uścisnąć i powiedzieć: „Kocham cię bardzo, ale nic nie mów, idź spać”. Wystaw sobie, kto możesz, jaką noc przebyłem! Nazajutrz przypadł dzień św. Edwarda, patrona ukochanego brata mojego. Ofiarując za jego duszę Mszę świętą, tak prosiłem Boga: O Boże, litości! Jeżeli dusza brata mego Edwarda miłą jest Tobie, daj mi dzisiaj duszę Fryderyka! Więc ze zdwojoną troską szedłem do Chopina. Zastałem go u śniadania, do którego gdy mię prosił, ja rzekłem: „Przyjacielu mój kochany, dziś są imieniny mego brata Edwarda”. Chopin westchnął, a ja mówiłem tak dalej: „W dzień mego brata daj mi wiązanie”. „Dam ci, co zechcesz”, odpowiedział Chopin, a ja odrzekłem: „Daj mi duszę twoją!”. „Rozumiem cię, weź ją!”, odpowiedział Chopin i usiadł na łóżku. Wtedy radość niewymowna, ale oraz i trwoga ogarnęły mię. Jakżeż wziąć tę miłą duszę, by ją oddać Bogu? Padłem na kolana, a w sercu moim zawołałem do Pana: „Bierz ją sam!”. I podałem Chopinowi Pana Jezusa ukrzyżowanego, składając Go w milczeniu na jego dwie ręce. I z obu oczu trysnęły mu łzy. „Czy wierzysz?”, zapytałem. Odpowiedział: „Wierzę”. „Jak cię matka nauczyła?”. Odpowiedział: „Jak mię nauczyła matka!”. I wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego, w potoku łez swoich odbył spowiedź świętą. I tuż przyjął Wiatyk i Ostatnie Pomazanie, o które sam prosił. Po chwili kazał dać zakrystianowi dwadzieścia razy tyle, co zwykle się daje, a ja rzekłem: „To za wiele”. „Nie za wiele — odpowiedział — bo to, com przyjął, jest nad wszelką cenę”. I od tej chwili przemieniony łaską Bożą, owszem, samym Bogiem, stał się jakoby innym człowiekiem, rzekłbym, że już świętym. Tegoż dnia poczęło się konanie Chopina, które trwało dni i nocy cztery. Cierpliwość, zdanie się na Boga, a często i rozradowanie towarzyszyły mu aż do ostatniego tchnienia. Wpośród najwyższych boleści wypowiedział szczęście swoje i dziękował Bogu, że aż wykrzykiwał miłość swą ku Niemu i żądzę połączenia się z Nim, co prędzej. I opowiadał swe szczęście przyjaciołom, co go żegnać przychodzili, a i w pobocznych izbach czuwali. Już tchu nie stawało, już się zdawał, że kona, już jęk nawet był umilkł, przytomność odbiegła. Strwożyli się wszyscy i tłumem się do pokoju jego byli nacisnęli czekając z biciem serca już ostatniej chwili. Wtem Chopin otworzywszy oczy i ten tłum ujrzawszy, zapytał: „Co oni tu robią? Czemu się nie modlą?”. I padli wszyscy ze mną na kolana, i odmówiłem Litanię do Wszystkich ŚŚ., na którą i protestanci odpowiadali. Dzień i noc prawie ciągle trzymał mię za obie ręce, nie chcąc mię opuścić, a mówiąc: „Ty mnie nie odstąpisz w tej stanowczej chwili”. I tulił się do mnie, jak zwykło dziecię czasu niebezpiecznego tulić się do matki. I co chwila wołał: „Jezus, Maria!”, i całował krzyż z zachwytem wiary i nadziei, i wielkiej miłości. Niekiedy przemawiał do obecnych, z największą tkliwością mówiąc: „Kocham Boga i ludzi!… Dobrze mi, że tak umieram… Siostro moja kochana, nie płacz. Nie płaczcie, przyjaciele moi. Jam szczęśliwy! Czuję, że umieram. Módlcie się za mną! Do widzenia w Niebie”. To znowu do lekarzów usiłujących przytrzymać w nim życie powiadał: „Puśćcie mię, niech umrę. Już mi Bóg przebaczył, już mię woła do siebie! Puśćcie mię; chcę umrzeć!”. I znowu: „O, pięknaż to umiejętność przedłużać cierpienia. Gdybyż jeszcze na co dobrego, na jaką ofiarę! Ale na umęczanie mnie i tych, co mnie kochają, piękna umiejętność!”. I znowu: „Zadajecie mi na próżno cierpienia srogie. Możeście się pomylili. Ale Bóg się nie pomylił. On mię oczyszcza, O, jakże Bóg dobry, że mię na tym świecie karze! O, jakże Bóg dobry!”. W końcu on, co zawsze był wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych, co bez Sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł — jak świnia!”. W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus, Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: „Jestem już u źródła szczęścia!…”. I skonał. Tak umarł Chopin! Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie.
Uniżony wasz w Chrystusie sługa Z. A. Jełowicki.
– – –
Źródło (tekst przytoczony z niewielką korektą):
http://pl.chopin.nifc.pl/chopin/letters/detail/text/imienin/page/2/id/401
Katolik codziennie rano i wieczorem klęka do pacierza.
Monitory telewizyjne o coraz większych gabarytach w niejednym domu.
Jakże szczęśliwa to okoliczność, gdy w domu nie ma telewizora. Więcej rozumu w głowie i mniej grzechu w sercu. I większa odporność na bezbożne knowania globalistów.
Katolicka dusza rozumna – oświecona wiarą – widzi jasno, co jest w życiu ważne, co ważniejsze i co najważniejsze.
Jak jest z moją duszą?
Jeżeli kiedy, to właśnie zwłaszcza w czasach zamętu powszechnego byłoby nierozumne dyspensować się od analizowania tematyki autorytetu w Kościele. Wchodzą tu w grę między innymi kwestie takie, jak: hierarchia, prawowitość, jurysdykcja, ortodoksja, herezja, utracalność urzędu.
Poważna analiza zakłada sięganie do materiałów źródłowych, do autorytatywnych wypowiedzi papieskich i soborowych oraz do poważnych opinii uznanych katolickich teologów. Obiegowe opinie, aprioryczne slogany i dezawuujące epitety nie wystawiają dobrego świadectwa rzetelności metodologicznej.
„Biada mi, jeślibym Ewangelii nie przepowiadał” (1 Kor 9, 16).
2 lata bloga Actualia. Za wszystkie dobre owoce cierpliwej siejby katolickiego słowa prawdy – Deo gratias.
Dusze, które w Polsce i za granicą okazują się uważnymi słuchaczami i czytelnikami, z pewnością znajdą tam wiele motywów do przyspieszenia biegu na drodze świętości.
Czytajmy codziennie
i według roztropnego uznania polecajmy bliźnim!
– actualia.blog
You must be logged in to post a comment.