„Nie mniemajcie, że przyszedłem pokój zsyłać na ziemię. Nie przyszedłem zsyłać pokoju, ale miecz. Przyszedłem bowiem oddzielić człowieka od ojca swego i córkę od matki swojej, i synową od teściowej swojej. I będą nieprzyjaciółmi człowieka domownicy jego. Kto miłuje ojca albo matkę więcej niż Mnie, nie jest Mnie godzien, a kto miłuje syna albo córkę nade Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 34-37).
Święty Stanisław Kostka, Święta Róża z Limy i inni Święci, z racji swojej wierności Chrystusowi, napotykali niemało sprzeciwów ze strony rodziny. Miejmy to na uwadze.
Przy wydobywaniu się z meandrów zmienionej religii – krzewionej powszechnie od kilkudziesięciu lat – i przy integralnym przyjęciu wiary katolickiej, mogą nas spotkać w życiu rodzinnym niemałe perturbacje. Na przykład – mąż już przyjął wiarę katolicką i związał się z katolickim kultem, a żona stroi fochy. Albo odwrotnie – żona przyjęła wiarę katolicką i związała się z katolickim kultem, a mąż nie stroni od epitetów. Mogą się zdarzyć i inne, podobne sytuacje. Wtedy mogą się pojawić wątpliwości, co dalej czynić. I może pojawić się pokusa kompromisu. Wtedy pamiętajmy: kompromisy w sprawach wiary są zdradą Chrystusa. I Chrystusowego pokoju w rodzinie nie przyniosą. Miejmy to na uwadze.
Pomyślmy – cóż znaczą opinie ludzkie? Na duszę wierną, katolicką, Bóg patrzy z upodobaniem. I ją wspiera. Miejmy i to na uwadze.