Pozwolę sobie skromnie przywołać kilka okoliczności związanych z moją dzisiejszą osobistą rocznicą – 30. rocznicą święceń kapłańskich. Jestem kapłanem katolickim. Dnia 12 czerwca Roku Pańskiego 1990 w kościele pod wezwaniem św. Stanisława Kostki na Dębnikach w Krakowie przyjąłem, wraz z 19 diakonami z mojego seminaryjnego rocznika, święcenia kapłańskie z rąk Biskupa Albina Małysiaka ze zgromadzenia księży misjonarzy. Bp Albin Małysiak CM sakrę biskupią otrzymał 5 kwietnia 1970 roku i był pierwszym od czasów reformy liturgii biskupem w Polsce, który odprawił publicznie Mszę Świętą w rycie rzymskim – 4 maja 2008 roku, w kościele bonifratrów pw. Trójcy Przenajświętszej w Krakowie. Udzielił też wtedy Sakramentu Bierzmowania w tradycyjnym rycie. 6 lutego 2014 roku, w pierwszy czwartek miesiąca, we Wrocławiu, odprawiłem po raz pierwszy Mszę Świętą w tradycyjnym rycie rzymskim. 17 października 2016 roku złożyłem Panu Bogu obietnicę dożywotniego odprawiania Mszy Świętej i sprawowania innych sakramentów wyłącznie w rycie tradycyjnym. Przed podjęciem decyzji kwestię konsultowałem między innymi z Biskupem Athanasiusem Schneiderem, który napisał mi m.in.:
Tenendo conto dell’attuale situazione davvero grave nella Chiesa, penso sia giustificato per amore alla verità e alla straordinaria ricchezza spirituale e dottrinale del rito perenne della Chiesa di abbandonare tutto.
– „Biorąc pod uwagę aktualną niezwykle poważną sytuację Kościoła, uważam, że z miłości do prawdy i do nadzwyczajnego bogactwa duchowego i doktrynalnego odwiecznego rytu Kościoła, byłoby usprawiedliwione pozostawienie wszystkiego [dla tradycyjnej Mszy Świętej]”.
Przywołuję te daty i te okoliczności jawnie i publicznie. Chociaż dotyczą one mojej skromnej osoby, są to sprawy, którą dotyczą Kościoła i kultu publicznego. Kapłan jest osobą publiczną. I sprawy kultu katolickiego są sprawą publiczną. Panu Bogu dziękuję za otrzymany dar kapłaństwa i wszelkie łaski towarzyszące mi na drodze kapłańskiej – zarówno te dotyczące mojej skromnej osoby, jak i tych, którym przez lata kapłaństwa mogę służyć. Za wszystko, cokolwiek przez te 30 lat było moją niewiernością nieskazitelnemu depozytowi wiary w zakresie głoszonej doktryny, sprawowanego kultu i świętości życia kapłańskiego – przepraszam Pana Boga, Kościół i dusze. Proszę Pana Boga i Matkę Bożą o łaskę wierności do końca. A Czcigodnych Konfratrów w kapłaństwie oraz drogich Wiernych proszę o modlitwę. Niech Bóg będzie uwielbiony!
Księża Proboszczowie i inni kapłani w niejednym miejscu w naszej Ojczyźnie stanęli na wysokości zadania i nie odczytali wiernym niekatolickich sugestii przyjęcia profanacyjnej praktyki przyjmowania Komunii świętej na rękę. Należałoby życzyć Kościołowi w Polsce, aby Księża Proboszczowie i inni kapłani wykazali się równą i większą determinacją w przywracaniu katolickiej Mszy Świętej w rycie rzymskim, w której wszystkie detale – nie tylko sposób przyjmowania Komunii Świętej – są doskonałe, godne Boga i budujące dla wiernych. Biskup Athanasius Schneider w swojej książce Corpus Christi. Komunia święta i odnowa Kościoła, przestrzegając przed niekatolicką praktyką Komunii na rękę, pisze:
Katolik powinien traktować Eucharystię, Najświętszy Sakrament tak, jak Matka Boża i Apostołowie, jak nasi rodzice i dziadkowie, i tak, jak chrześcijanie wszystkich czasów, wedle zachęty: „Miej odwagę okazać Chrystusowi taki szacunek, do jakiego tylko jesteś zdolny” (w ujęciu św. Tomasza z Akwinu: Quantum potes, tantum aude – „Ile zdołasz, sław Go śmiało”, z sekwencji Lauda Sion). W momencie Komunii świętej, kiedy przyjmuje się konsekrowaną Hostię, wskazane są maksymalne przejawy pobożności oraz adoracji wewnętrznej i zewnętrznej. Fakt, że Hostia święta jest tak mała, w żaden sposób nie upoważnia nikogo do traktowania jej podczas Komunii świętej bez należytych oznak czci. W Kościele naszych czasów najmniejszą, najbardziej kruchą i najbardziej bezbronną Osobą jest Pan Jezus pod postaciami eucharystycznymi podczas Komunii świętej. Można doszukać się pewnych racji duszpasterskich przemawiających za kontynuacją praktyki Komunii na stojąco i do ręki, powołując się na przykład na prawa wiernych. Jednak naruszają one prawa Chrystusa, jedynego Świętego, Króla królów: On, jako Bóg, także pod postacią małej Hostii ma prawo odbierać najwyższą cześć. Jest to prawo należne Temu, który stał się najsłabszym w łonie Kościoła. Wszelkie możliwe racje za kontynuacją praktyki Komunii na stojąco i do ręki tracą znaczenie wobec oczywistych niepożądanych skutków, jakie ta praktyka za sobą pociąga, a mianowicie wobec minimalizowania oznak czci i szacunku dla świętości, wobec braku troski o liczne cząstki eucharystyczne upadające na podłogę oraz wobec coraz częstszych przypadków kradzieży konsekrowanych Hostii. Wszelkie możliwe racje za utrzymaniem praktyki Komunii na rękę tracą znaczenie przede wszystkim ze względu na osłabienie, jeśli nie utratę, integralności katolickiej wiary w Rzeczywistą Obecność i w transsubstancjację [przeistoczenie]. Nowoczesna praktyka Komunii na rękę, która w takiej formie, jak obecnie, nigdy nie była stosowana w Kościele katolickim, niewątpliwie prowadzi do osłabienia katolickiej wiary w Eucharystię. Już w roku 1970 archidiecezja wiedeńska uprawomocniała nowoczesną praktykę Komunii na rękę takim oto oświadczeniem: „Fakt, że wierni mogliby wziąć Hostię własnymi rękami, tak jak biorą do ręki chleb powszedni, będzie rozumiany przez wiele osób jako prosty i naturalny gest, który odpowiada temu znakowi” (Amtsblatt, kwiecień 1970). Ten naturalistyczny sposób postrzegania konsekrowanej Hostii, uważanej za znak, ewidentnie przyjął się w ciągu ostatnich czterdziestu lat i rozpowszechnił zwłaszcza wśród dzieci i nastolatków, którzy biorą Najświętszy Sakrament z taką samą beztroską, jak gdyby sięgali po ciastko. Kontynuowanie tej nowoczesnej praktyki Komunii okazuje się coraz wyraźniej działaniem nieduszpasterskim [non-pastorale]. Jeśli bowiem jakaś praktyka przyczynia się do umniejszenia integralności wiary, do narażenia na szwank szacunku i gestów adoracji i kiedy naruszone są prawa Chrystusa Eucharystycznego, to nie jest ona niczym innym, jak praktyką nieduszpasterską w całej rozciągłości.
Wspaniałe okresy rozkwitu życia Kościoła wiązały się zawsze z okresami pokuty i należytej czci wobec Sakramentu nad sakramentami, czyli świętej Eucharystii. Natomiast praktyka Komunii na rękę powoduje, że mamy do czynienia z obiektywnie minimalistyczną pobożnością eucharystyczną. Czymś jeszcze gorszym jest utrata wielu cząstek eucharystycznych [partykuł], które spadają na podłogę w naszych kościołach i są deptane przez nieświadomych tego ludzi. Ponadto zaskakująco łatwo może dojść do kradzieży Hostii świętych. (…) Koniecznością jest ekspiacja i zadośćuczynienie Panu Eucharystycznemu, który został już ponad miarę znieważony w Sakramencie swojej miłości.
Biskup Athanasius Schneider w swojej książceCorpus Christi. Komunia święta i odnowa Kościoła, (s. 35-37), którą miałem przyjemność kilka lat temu przetłumaczyć na język polski, przytacza przepiękne karty wierności wobec Mszy Świętej w czasach prześladowań. Pisze Biskup:
Minione pokolenia katolików pozostawiły nam wzruszające przykłady postaw wobec tej najwyższej tajemnicy wiary. Jeden z takich przykładów znajdujemy w historii katolicyzmu irlandzkiego, w czasach kiedy sprawowanie Mszy świętej było w Irlandii zakazane. Ojciec Augustine OMCap pisał: „Nieprzyjaciele naszej wiary widzą teraz, że mimo prześladowań, katolicy tłoczą się w błotnistych chatach, tak jak wcześniej zbierali się tłumnie w kościołach, i kłaniają się nisko przed surowym ołtarzem, tak jak zwykli kłaniać się przed dziełem sztuki. To, co przyciągało ich wzrok i wstrząsało ich duszami, nie było zatem czymś czysto ludzkim, lecz boskim. To Rzeczywista Obecność Chrystusa w Ofierze Eucharystycznej przyciągała Irlandczyków i ich serca rozproszone po nędznych ruderach, które mimo wszystko Pan raczył nawiedzać przez tę ulotną godzinę lub nawet krócej” (Fr. Augustine OMCap, Ireland’s Loyalty to the Mass, Edinburgh 1933, s. 166).
Z takiego przykładu miłości, szacunku i pobożności katolików wobec Mszy świętej w czasach prześladowań można wydobyć wspaniałą lekcję, która wstrząśnie naszymi duszami i rozpali w nich nowy ogień miłości i szacunku do Eucharystii. Wierność irlandzkich katolików wobec Mszy świętej w czasach prześladowań oraz obecność tak zwanych „ukrytych świętych od Mszy”, jak mówi o nich ojciec Augustine w swojej książce, to chwalebny i wzruszający przykład historyczny. Oto dalszy ciąg relacji ojca Augustine’a: „Powróciwszy z podróży po Irlandii, sławny książę de Montalembert opublikował w Paryżu w roku 1829 zbiór bardzo interesujących listów, w których opisywał to, co widział i czego doświadczył w tym kraju. «Nigdy nie zapomnę – pisał – pierwszej Mszy, w której brałem udział w wiejskiej kaplicy. Dojechałem konno aż do zbocza wzgórza. Gdy zsiadłem z konia i przeszedłem kilka kroków, ujrzałem klęczącego człowieka. Za nim wyłaniały się kolejne postacie w tej samej postawie. Wchodząc na wzgórze, mijałem coraz więcej wieśniaków na kolanach. A gdy znalazłem się na szczycie, ujrzałem budowlę w kształcie krzyża, z kamieni ułożonych prowizorycznie, bez zaprawy, pokrytą dachem ze słomy. Na zewnątrz tej kaplicy i wokół niej klęczał tłum rosłych mężczyzn z odkrytymi głowami, mimo że padał ulewny deszcz, i z kolanami zanurzonymi w błocie. Wokół panowała głęboka cisza. Była to kaplica Blarney w pobliżu Waterloo. Kapłan odprawiał właśnie Mszę świętą. Kiedy w momencie konsekracji wzniósł świętą Hostię, wszystkie osoby w tym świętym zgromadzeniu upadły twarzą do ziemi. W kaplicy nie było ławek ani ozdób. Podłoga była z ubitej ziemi, ściany z kamieni, a dach był zniszczony przez wilgoć. Kiedy skończyła się święta Ofiara, kapłan wsiadł na konia i odjechał z pośpiechem, gdyż musiał się ukrywać przed prześladowcami. Wierni zaś zaczęli podnosić się z kolan i w ciszy wracali do swych domostw. Wielu pozostało jeszcze na chwilę modlitwy, klęcząc w błocie, na tej opuszczonej ziemi, wybranej przez ów ubogi i wierny lud w czasach prześladowań, które już minęły” (Tamże, s. 194-197).
Czy historia nas uczy? Czy w czasach zamętu powszechnego obronimy tęMszę Świętą, która przez tysiąc lat konstytuowała Kościół Katolicki na polskiej ziemi, była doskonałym kultem Boga w Trójcy Jedynego, budowała wiarę pokoleń i uświęcała pokolenia dusz?
Od kilkudziesięciu lat odzywają się w Kościele Katolickim głosy mniejszościowe, które podejmują ważki temat odkształceń katolickiego depozytu wiary – w wymiarze doktrynalnym, kultycznym, hierarchicznym, moralnym, duchowym, dyscyplinarnym. Statystyka nie jest kryterium prawdy. Mniejszość, której wielu odmawiało racji i katolickości, może okazać się głosem zbawiennym, trzeźwiącym, prowadzącym do prawdziwościowego diagnozowania aktualnego stanu rzeczy. W tych dniach Biskup Athanasius Schneider w obszernym wywodzie zaprezentował kwestię papieża-heretyka. Wymowny jest fakt, że temat zostaje podjęty – nie bez powodu. Wypowiedź jest jawnym, publicznym, nieanonimowym głosem biskupa. Tytuł może szokować i budzić sprzeciw z racji wewnętrznej sprzeczności. Wypowiedź przełamuje tabu, nawiązuje do historii i pryncypiów katolickich. Czy wystarczająco? Wypowiedź może okazać się ukazaniem kierunku i perspektyw, w świetle których będzie przychodziło zmierzyć się naszemu pokoleniu z kwestiami, które przez wieki były marginalną dziedziną zainteresowania specjalistów od teologii katolickiej. A jeśli głos hierarchy jest w niejednym punkcie przyspieszonym kursem teologii, oby okazał się dla nas elementem mobilizującym do gorliwego poznawania nieskazitelnej tradycyjnej katolickiej doktryny i dochowania jej wierności. Pytania jednak pozostają poważne, m.in. o perspektywę ostatnich nie kilku, lecz kilkudziesięciu lat – czy i tu nie mieliśmy do czynienia z odkształcaniem tradycyjnej katolickiej doktryny, katolickiego depozytu wiary? Czy w ostatnich nie kilku, lecz kilkudziesięciu latach, pod hasłami rozwoju doktryny i przystosowania (aggiornamento), nie dokonano jej deformacji-reformacji? Niektórzy mówią nawet o nowym kościele. Czy są to tylko uroszczenia niesubordynowanych głów nawiedzonych? Nawet jeśli Biskupowi byłoby zasadne postawić niejedno pytanie, można się spodziewać pożytków płynących z faktu, że w czasach zamętu powszechnego kwestia herezji, dosięgającej urzędu papieskiego zostaje publicznie jasno wyartykułowana jako problem.
Nie wchodzi w zakres wytyczonego tematu, lecz pozostaje kwestią pokrewną – na ile doktryny odkształcone znalazły swoje zadomowienie w umysłach duchowieństwa, osób zakonnych i świeckich? Jest pytanie o zakres merytoryczny odkształceń i o skalę zjawiska. I jeszcze raz wraca pytanie – zwłaszcza o Polskę. Jaka jest rola tzw. „inteligencji katolickiej” w diagnozowaniu i przezwyciężaniu zamętu powszechnego, który od kilkudziesięciu lat dosięga milionów dusz przyznających się do wiary katolickiej – także w naszej Ojczyźnie?
Obecność kobiet w prezbiterium jest procederem niekatolickim – całkowicie obcym stałej praktyce Kościoła Katolickiego. Tylko nieliczni duchowni o tym przypominają.
Msza Święta w tradycyjnym rycie rzymskim jest nieskazitelnym kultem uporządkowanym. Już biegamy tylko tam.
Istotnym elementem odniesienia człowieka do Pana Boga jest postawa klęcząca. Uwzględnia ona złożoność duchowo-cielesną człowieka i komplementarność aspektu wewnętrznego i zewnętrznego katolickiego kultu. Tu i ówdzie powraca zwodnicza argumentacja, iż w odniesieniu człowieka do Boga nieważne są gesty, lecz tylko to, co mamy w sercu. Jest to argumentacja nieludzka i niekatolicka, bo nie uwzględnia złożoności duchowo-cielesnej człowieka i nie uwzględnia komplementarności aspektu wewnętrznego i zewnętrznego katolickiego kultu. Postawę klęczącą w perspektywie duchowej pięknie ukazuje ks. Robert Mäder, pisząc o niej w książce Jestem katolikiem! Nie tylko ukazuje jej zasadność, ale jej centralne miejsce w odniesieniu człowieka do Boga:
„«Dam ci wszystkie królestwa i ich bogactwa, jeśli upadłszy, uczynisz mi pokłon. Daję wszystko. W zamian żądam tylko pokłonu». Ale właśnie ten pokłon jest dla Chrystusa główną rzeczą. Właśnie o ten pokłon chodzi we wszystkich walkach ducha w dziejach świata. Czy zgiąć kolana przed Bogiem, czy przed Lucyferem i światem? Chrystianizm jest religią, zginającą kolana i uniżającą się przed Bogiem. Pogaństwo i stare i nowe jest religią pokłonów i uniżania się przed stworzeniem, przed boginią – światowością i jej oblubieńcom szatanem. Albo jedno, albo drugie. Albo służba Boża, albo bałwochwalstwo! Dziś dzieje się tak samo. Nikt przecież nie wierzy, aby usunięto bałwochwalstwo przez zniszczenie starych bożków. Bogi znikły, bałwochwalstwo pozostało. Bałwochwalstwo w postaci czci liberalnej dla państwa. Bałwochwalstwo w kapitalistycznej czci złotego cielca. Bałwochwalstwo jako komunistyczno-socjalistyczna religia przyszłego raju. Bałwochwalstwo jako ślepa wiara w wiedzę. Bałwochwalstwo – niewolnictwa mody. Bałwochwalstwo – kult bogini, bogini Wenus, kult ciała. A zatem albo służba Boża, albo bałwochwalstwo! Jeżeli ma się wybierać między tymi dwiema służbami, to nie może być wątpliwości, która więcej odpowiada godności ludzkiej. Prawdziwie wolni ludzie zginają kolana przed Jednym i mówią z Chrystusem: Idź precz, szatanie! Albowiem napisane jest: «Panu Bogu twemu kłaniać się będziesz i Jemu samemu służyć!»” (Ks. Robert Mäder, Jestem katolikiem!, Te Deum, Warszawa 2000, s. 57-58).
W języku polskim kwestię przybliżają m.in. dwa opracowania będące jednoznaczną apologią postawy klęczącej, zwłaszcza przy przyjmowaniu Komunii Świętej:
Ego scío, quoniam intrabunt post discessionem meam lupi rapaces in vos, non parcentes gregi. Et ex vobis ipsis exsurgent viri loquentes perversa, ut abducant discípulos post se. „Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów” (Dz 20, 29-30).
Jeśli odkształcona doktryna rozlewa się coraz nachalniej w oficjalnych strukturach, wiara katolicka jest umniejszana i eliminowana. I już jest tak, że w niejednym miejscu oficjalnej struktury nie ma już wiary katolickiej.
Biskup Athanasius Schneider radzi, aby unikać miejsc, gdzie głosi się fałszywe nauki i gdzie mają miejsce aberracje w zakresie liturgii, i dojeżdżać na Mszę Świętą tam, gdzie głosi się czystą doktrynę katolicką – nawet jeśli trzeba będzie dojeżdżać 100 kilometrów. Św. Hieronim, doktor Kościoła, naucza: Ecclesia ibi est, ubi fides vera est – „Kościół jest tam, gdzie jest prawdziwa wiara”.
Dzisiaj bardzo łopatologicznie. O skali i tragizmie powszechnego rozbioru katolickiej wiary w tzw. oficjalnych posoborowych strukturach, świadczy fakt, iż biskup katolicki radzi, by w razie aberracji omijać własne parafie a dojeżdżać – nawet daleko! – do miejsc, gdzie sprawowany jest godnie katolicki kult Boży i gdzie głoszona jest niezmutowana katolicka nauka. Jakiż biskup kiedykolwiek dawałby takie rady, gdyby sytuacja była po katolicku normalna? Czy rozumiemy ciężar gatunkowy tej wypowiedzi biskupa? Czy pojmujemy skalę destrukcji powszechnej? Dobrze byłoby aby ci, którzy nadal łożą pieniądze na dalszą destrukcję i z uporem komsomolca bronią posoborowego establishmentu, który dokonuje rozbioru katolickiej wiary i deformacji katolickiego kultu, zaczęli myśleć, wyciągać wnioski i podejmować kroki praktyczne. Wszak chodzi o zbawienie duszy, do którego prowadzi tylko katolicka wiara a nie jej rozpowszechniane judeo-protestancko-globalistyczne podróbki.
Źródło w języku angielskim, z metodycznie uporządkowanym podaniem 12 postulowanych przez Biskupa kroków do podjęcia:TUTAJ
Przepraszano już niemało – publicznie i ze szczegółowym, detalicznym wykazem. Nawet jeśli przeproszono by za pięćdziesiąt lat niszczenia wiary katolickiej, byłoby to stanowczo za mało. Trzeba jeszcze błędy jasno nazwać po imieniu, odrzucić je i podjąć radykalne środki zaradcze, naprawcze: przywrócić – w całym ich blasku – katolicką doktrynę, katolicki kult, katolicki ład Kościoła Katolickiego. Pewien Biskup kilka lat temu postulował opracowanie wykazu współczesnych błędów krzewionych w oficjalnych strukturach kościelnych – Syllabus errorum. Zmowa milczenia zniszczyła niejedno dobre dzieło i niejeden postulat trafny.
Tenendo conto dell’attuale situazione davvero grave nella Chiesa, penso sia giustificato per amore alla verità e alla straordinaria ricchezza spirituale e dottrinale del rito perenne della Chiesa di abbandonare tutto. „Mając na względzie aktualną, niezwykle poważną sytuację w Kościele, myślę, że byłoby usprawiedliwione miłością do prawdy i do nadzwyczajnego bogactwa duchowego i doktrynalnego odwiecznego rytu Kościoła, pozostawić wszystko inne” (Bp Athanasius Schneider).
Pozostawić wszystko, aby poświęcić się całkowicie Mszy Świętej w tradycyjnym rycie rzymskim. Decyzja nagląca w czasach apostazji powszechnej! Jeden aspekt. Zbliżyć się do Mszy Świętej w tradycyjnym rycie rzymskim, to zbliżyć się do Pana Boga, do Jego Majestatu, świętości, działania, łaski. Potężne jest działanie łaski związane z tradycyjną katolicką Mszą Świętą, choć zrazu łaska działa jakby niepostrzeżenie. I nie można mieć Panu Bogu za złe, że w miarę naszej wierności tradycyjnej katolickiej Mszy Świętej pokazuje nam stopniowo dziedziny naszego życia, które wymagają uporządkowania – i tę, i tamtą, i jeszcze tamtą. Trzeba tę pracę nad sobą – porządkującą – z wielką cierpliwością podejmować. Dzień po dniu. Współpraca z łaską.
Louis Vierne (1870-1937), Tantum ergo The Choir of Westminster Cathedral
Jesus Christus heri, et hodie: idem et in saecula.
Doctrinis variis et peregrinis nolite abduci. „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Nie dajcie się uwieść różnym i obcym naukom” (Hbr 13, 8-9).
W trosce o podwyższenie wiary katolickiej i w trosce o zbawienie dusz ten wpis. Nie można milczeć, gdy dzieło Boże jest poniewierane a zbawienie dusz poważnie zagrożone. Czas zrozumieć: odstępstwo jest już jawne, publiczne i powszechne. To, czego się dzisiaj naucza, w niejednym aspekcie jest sprzeczne z tym, czego Kościół Katolicki uczył przez wieki, a zatem nie jest to wiara katolicka. Oficjalnie otwarto furtki do Komunii Świętej dla ludzi żyjących w grzechu śmiertelnym (z punktu widzenia prawa katolickiego jest to oczywiście otwarcie fikcyjne, bezskuteczne, nie mające żadnej mocy prawnej). Zagrożone jest zatem wieczne zbawienie milionów dusz, które deklarują jeszcze wiarę katolicką. Nie można więc dawać posłuchu tym fałszywym naukom i praktykom, nie można ich popierać ani wspierać. Należy chronić młodzież przed kontaktem z siewcami fałszu. Należy codziennie karmić się zdrową doktryną –Biblioteka ’58– oraz brać udział weMszy Świętej w tradycyjnym rycie rzymskim tak często, jak to tylko możliwe. Należy gromadzić się w domach, w rodzinach, w sąsiedztwie, w gronie znajomych – na codzienne odmawianieRóżańca. Należy wspierać biskupów i kapłanów, którzy odprawiają Mszę Świętą w tradycyjnym rycie rzymskim i którzy nauczają niezmutowanej, niezafałszowanej, czystej katolickiej doktryny. Nie należy wspierać – także materialnie – środowisk, w których naucza się błędu, ani ludzi głoszących błędne nauki. Wielu ochrzczonych jeszcze w ogóle nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Proces rozmontowywania wiary katolickiej trwa. Arcybiskup Marcel Lefebvre mówił już przed kilkudziesięciu laty:
Rome a perdu la foi, mes chers amis. Rome est dans l’apostasie. Ce ne sont pas des paroles, ce ne sont pas des mots en l’air que je vous dis. C’est la vérité. Rome est dans l’apostasie. On ne peut plus avoir confiance dans ce monde-là. Il a quitté l’Église, ils ont quitté l’Église, ils quittent l’Église. C’est sûr, sûr, sûr, sûr.
Kilka lat temu Bp Athanasius Schneider postulował skompletowanie syllabusa błędów, które od kilkudziesięciu lat wciskane są do Kościoła. Na polskim gruncie o. dr hab. Benedykt Huculak rzeczowo analizuje jedną z głoszonych herezji – wbrew nakazowi misyjnemu Chrystusa (zob. Mt 28, 19-20) dzisiejsze czynniki watykańskie dają dyrektywę: nie nawracać żydów (zob. Watykan dzisiaj). Tenże teolog przedkłada także poważny problem nowinek ekumenicznych i odstąpienia od katolickiej doktryny o jedności Kościoła Katolickiego (zob. doskonały precyzyjny wykład Czy Kościół jest jeden? Posoborowy ekumenizm a Mortalium animos).
Elementy diagnozy, stawianej w oparciu o odwieczne kryteria katolickie, znajdujemy w wielu analizach powstałych w środowiskach, które – różniąc się w szczegółowych rozwiązaniach – próbują w aktualnym czasie zamętu dać poprawną katolicką odpowiedź na proceder powszechnego już odstępstwa od katolickiej wiary.
Rozumiejmy dobrze, że nie chodzi tutaj o prywatne subiektywne wydumki tego czy innego duchownego, które w sprawach wiary nie miałyby żadnego znaczenia. Chodzi natomiast o poważną i uczciwą diagnozę, bazującą na obiektywnych niezawodnych kryteriach katolickich. Kwestia odpowiedzialności pasterza katolickiego przed Bogiem za powierzone mu owce! Św. Piotr, pierwszy prawowity papież, woła: „Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia!” (Dz 2, 40).
Nie wińmy za tę sytuację Kościół Katolicki ani Pana Boga! Winny jest diabeł i ludzie, którzy – świadomie bądź nie – współpracują z nim w rozmontowywaniu katolickiego depozytu wiary. Proceder już powszechny i w niejednym punkcie oficjalnie zatwierdzony.
Ubolewać należy, że w tzw. „mediach katolickich” problematyka powyższa jest nieobecna lub przedstawiana szczątkowo. Dalece niewystarczająco!
Quicumque vult salvus esse,
ante omnia opus est ut téneat cathólicam fidem. Ktokolwiek pragnie być zbawiony, przede wszystkim winien się trzymać katolickiej wiary. (Wyznanie wiary św. Atanazego)
Ecclesia ibi est, ubi fides vera est. Kościół jest tam, gdzie jest prawdziwa wiara. (św. Hieronim, Doktor Kościoła)
Msza Święta pontyfikalna, Konstancja 16.04.2016 Celebrans: Bp Athanasius Schneider
Kazanie: od 22:50 do 36:05 po niemiecku – Deutsch
Krystaliczna katolicka nauka.
Dzięki uprzejmości Księdza Biskupa udostępniamy także tekst kazania
oraz (poniżej) tłumaczenie na język polski, którego dokonał p. Przemysław Tarasewicz.
Konstanz, Münster Unserer Lieben Frau, 16. April 2016, Pontifikalmesse
Surrexit Dominus vere. Alleluia! Liebe Brüder und Schwestern im Herrn!
Der Herr hat uns die Gnade geschenkt, an diesem geheiligen Ort Seines Hauses und des Hauses Seiner reinsten Mutter Maria, im Konstanzer Münster Unserer Lieben Frau, Ihn mit dem Höchsten zu was die Kirche fähig ist zu ehren, nämlich mit der sakramentalen Darbringung des Kreuzesopfers eines Eingeborenen Sohnes, unseres Herrn und Gottes Jesus Christus. Wir feiern diesen Akt der höchsten Gottesverehrung mit demselben Glauben und sogar in derselben äußeren Form wie es unsere Vorfahren seit über tausend Jahren getan haben und wie es auch die Teilnehmer des Konstanzer Konzils taten, das vor sechshundert Jahren in diesem Gotteshauses stattfand.
Das Konzil wurde zusammengerufen um folgende drei Ziele zu erreichen:
1) Die Einheit der Kirche durch die Beseitigung des großen Schismas. Dieses verursachte innerhalb der Kirche buchstäblich eine Anarchie der Autorität. Die Einheit der Autorität und des Gehorsams wurden – ungeachtet eines gültig amtierenden Papstes – durch zwei gleichzeitig agierenden Gegenpäpste zerstört. Selbst fromme und heilige Menschen (wie z.B. der hl. Vinzenz Ferrer) wussten nicht immer, wem man letztlich in der Kirche gehorchen sollte.
2) Die Beseitigung der Häresien: Elemente sich langsam einschleichender Glaubensirrtümer, welche im Wesentlichen später durch Martin Luther verbreitet wurden, stellten damals schon die Irrtümer der subjektivistischen nominalistischen Philosophie und vor allem die Irrtümer der Priester John Wyclif und Jan Hus dar.
3) Die Reform des sittlichen Lebens an erster Stelle des Klerus. Die Sünde herrschte mächtig in den Reihen des Klerus und selbst des hohen Klerus. Jedoch wusste man in jener Zeit noch, was Sünde ist und nannte die Dinge bei ihrem Namen. Deshalb rief man allseits nach einer Reform an den Gliedern und am Haupt der Kirche. Ein Dekret des Konzils hat sogar konkret die Reform der Römischen Kurie genannt, da der Niedergang der kirchlichen Disziplin sich in jener Zeit sogar im sichtbaren Zentrum der Kirche offenkundig zeigte. In der römischen Kurie ergriff man damals keine wirksamen Maßnahmen gegen den Verfall der kirchlichen Disziplin.
Um die verschiedenen Übel im Leben der Kirche zu beseitigen wie Verwirrung in Fragen der Autorität, Glaubensirrtümer, Disziplin- und Sittenlosigkeit, muss man mit dem wichtigsten Akt der Kirche beginnen, nämlich mit der Gottesverehrung, und zwar mit der rechten Gottesverehrung in der Liturgie. Gibt man Gott im öffentlichen Gottesdienst nicht die Ihm gebührende höchst mögliche Ehre, dann sind alle anderen noch so notwendigen Reformwerke in der Kirche ohne bleibende Wirkung. Dann gelten die Worte des Psalms: „Wenn nicht der Herr das Haus baut, mühen sich jene umsonst, die daran bauen“ (Ps. 126, 1). Man muss Gott wieder ernst nehmen in Seiner Menschwerdung und Seiner gnadenhaften und leiblichen Gegenwart in der Feier der hl. Messe. Denn das heilige Messopfer ist die größtmögliche und die Gottwohlgefälligste Form der Gottesverehrung hier auf Erden.
Das Konzil von Konstanz hat dies erkannt und hat gleich bei der ersten Sitzung am 18. November 1414 bestimmt: „Bei solch einem anspruchsvollen und schwierigen Unternehmen wie der Reform der Kirche darf man sich in keiner Weise auf die eigenen Kräfte verlassen, sondern muss auf die Hilfe Gottes vertrauen. Deshalb muss man beim Göttlichen Kult anfangen (a culto Divino inchoantes), und zwar durch die andächtige Feier der heiligen Messe (cum devotione Missam celebrent).“ Das Konzil sagte weiter, dass nach der Sorge um eine würdige und fromme Liturgie der Messe im Hinblick auf eine wirksame Reform der Kirche noch Folgendes erforderlich ist: Gebete, Fasten, Almosen und fromme Werke. Denn die demuts- und reuevolle Gesinnung von Volk und Klerus wird Gott dazu bewegen, Seiner Kirche reiche Gnaden der Erneuerung zu schenken.
Die rechte Verehrung Gottes in der Liturgie setzt allerdings den rechten Glauben voraus. Der wahre und vollständige katholische Glaube ist göttlichen Ursprungs und ist deshalb das eigentliche Fundament, der Fels, auf dem das ganze Leben jedes einzelnen und der ganzen Kirche ruht.
Das Konzil von Konstanz hinterließ uns eine bleibend gültige Lehre in der folgenden Aussage: „Aus den Schriften und Taten der heiligen Väter wissen wir, dass der katholische Glaube, ohne den, wie der Apostel sagt, es nicht möglich ist, Gott zu gefallen (Hebr. 11, 6), oft bekämpft wurde und zwar von denen, die diesen Glauben hätten pflegen müssen, aber auch von ruchlosen Leugnern, welche aufgrund hochmütiger Neugier mehr wissen wollten, als es zukommt (Röm. 12, 3) und nach der Ehre der Welt strebten. Gegen diese Glaubensverderber wurde der katholische Glaube von den Gläubigen der Kirche gleichsam wie von geistlichen Soldaten mit dem Schild des Glaubens (Eph. 6, 16) verteidigt. Diese Art von geistigem Kampf hatte ihr Vorausbild in den Kriegen, die das Volk Israel gegen die götzenanbetenden Völker führte. Die heilige katholische Kirche ist erleuchtet in der Glaubenswahrheit von den Strahlen des himmlischen Lichtes. Und so blieb sie in diesen geistigen Kämpfen mit der Hilfe Gottes und dem Schutz der Heiligen stets unbefleckt und hat durch den Sieg über ihren Feind, die Finsternis des Irrtums, glorreich triumphiert.“ (8. Sitzung vom 4. Mai 1415).
Die Reinerhaltung des katholischen Glaubens und dessen treue und unmissverständliche Weitergabe ist die erste und wichtigste Aufgabe des Papstes und dies – wenn notwendig – sogar um den Preis des eigenen Lebens. Wie kein anderes erinnerte an diese Wahrheit das Konstanzer Konzil, indem es für künftige Zeiten dem neugewählten Papst vor dessen Amtsübernahme die Ablegung des folgenden Versprechen vorschrieb: „Solange ich Leben werde, werde ich entschieden am katholischen Glauben gemäß der Überlieferung der Apostel, der allgemeinen Konzilien und der anderen heiligen Väter festhalten und ihn bekennen. Ich werde diesen Glauben bis auf den kleinsten Buchstaben unverändert bewahren und bis zur Hingabe meiner Seele und meines Blutes bestätigen, verteidigen und predigen. Desgleichen werde ich den überlieferten Ritus der kirchlichen Sakramente vollständig befolgen und beibehalten.“ (39. Sitzung vom 9. Oktober 1417). Es wäre notwendig, dass auch in unserer Zeit jeder Priester und Bischof vor der Weihe dieses Versprechen ablegen würde.
Der wahre Glaube muss allerdings in der Liebe wirksam sein. Der vollständige und in den Werken wirksame katholische Glaube nährt sich von der erhabenen und wahrhaft göttlichen Liturgie, welche das Werk Gottes und nicht in erster Linie das Werk der Menschen ist. Glaube, Liturgie und Leben bilden eine Einheit: lex credendi – lex orandi – lex vivendi.
Zur Beilegung der Krise der Kirche bediente sich Gott in der Zeit des Konstanzer Konzils in entscheidendem Maße der Laien als Seiner Werkzeuge. Zu nennen wäre Kaiser Sigismund. Dank seines persönlichen Einsatzes kam das Konzil überhaupt zustande und er scheute nicht die Mühe, persönlich nach Südfrankreich zum Gegenpapst Benedikt XIII. zu reisen und ihn kniefällig zu bitten, zum Wohl der Kirche auf seine Funktion zu verzichten. Leider blieb das erfolglos. Der letzte Auslöser für die Beilegung der Kirchenkrise waren allerdings die Kleinen in der Kirche. Als am 11. November 1417 die Kardinäle nach langem Streit im Konklave sich immer noch nicht auf einen Kandidaten einigen konnten, zog an den Fenstern des Konklave-Gebäudes ein Knabenchor vorbei, der das Veni Creator sang. Beim Hören des Gesangs der Kinder mit deren heller und gleichsam himmlisch klingender Stimmen waren die Kardinäle bis zu Tränen gerührt und wählten sofort einen neuen Papst. Dadurch war die große Krise der Kirche, und letztlich das Avignoner Exil zu Ende gegangen.
Bitten wir inniglich die Allerseligste Jungfrau Maria, die Mutter der Kirche, die Siegerin über alle Häresien, um die Beendigung der außerordentlich großen Krise in der Kirche, die wir alle erleben. Wir glauben, dass Maria das tut wird mit dem Herr der vielen Kleinen in der Kirche, die Tag und Nacht mit Tränen und Vertrauen ihre Stimme zu Gott erheben, und Ihn um die erneuerte Reinheit des Glaubens, der Liturgie und des Lebens in der Kirche unserer Tage anflehen. Der einzig wahre katholische Glaube ist der Sieg, der die Welt besiegt (vgl. 1 Joh 5, 4). Amen.
Tekst kazania w formacie pdf, także do wydruku – wyłącznie do prywatnego użytku:
Konstancja, Bazylika pw. Najświętszej Maryi Panny, 16. kwietnia 2016 r., Msza Święta Pontyfikalna
Surrexit Dominus vere. Alleluia! Kochani bracia i siostry w Panu!
Pan dał nam łaskę, abyśmy mogli w tym świętym miejscu, w Jego Domu oraz w Domu Jego Przeczystej Matki Maryi, w Bazylice pw. Najświętszej Maryi Panny w Konstancji, uczcić Go w sposób najwyższy, w jaki może to uczynić Kościół, a mianowicie poprzez sakramentalne spełnienie Ofiary Krzyżowej Jego Jednorodzonego Syna, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Celebrujemy ten akt najwyższego uwielbienia Boga z tą samą wiarą, a nawet w tej samej zewnętrznej formie, jak czynili to od ponad tysiąca lat nasi przodkowie, oraz jak czynili to uczestnicy Soboru w Konstancji, który miał miejsce przed sześciuset laty w tym Domu Bożym.
Sobór został zwołany, aby zrealizować następujące trzy cele:
1. Jedność Kościoła poprzez zlikwidowanie wielkiej schizmy. Schizma ta spowodowała wewnątrz Kościoła dosłownie anarchię autorytetu. Jedność autorytetu i posłuszeństwa były – nie zważając na ważnie urzędującego papieża – burzone przez dwóch jednocześnie działających antypapieży. Nawet pobożni i święci ludzie (jak np. św. Wincenty Ferreriusz) nie zawsze wiedzieli, komu w Kościele należy ostatecznie okazywać posłuszeństwo.
2. Zlikwidowanie herezji: elementy powoli zakradających się błędów w wierze, które były później rozpowszechniane głównie przez Marcina Lutra, istniały już wtedy jako błędy subiektywistycznej i nominalistycznej filozofii i przede wszystkim błędy księży Jana Wyklifa oraz Jana Husa.
3. Reformę życia moralnego przede wszystkim kleru. Grzech panował mocno w szeregach kleru, a nawet wyższego kleru. Jednak wówczas wiedziano jeszcze, czym jest grzech i nazywano rzeczy po imieniu. Dlatego z każdej strony nawoływano do reformy w członkach i u głowy Kościoła. Dekret Soboru wymieniał nawet konkretnie reformę Kurii Rzymskiej, ponieważ upadek kościelnej dyscypliny widoczny był wówczas nawet w centrum Kościoła. W Kurii Rzymskiej nie podejmowano wówczas żadnych skutecznych środków przeciw upadkowi kościelnej dyscypliny.
Aby usunąć różnorakie zło w życiu Kościoła, jak zamieszanie w kwestii autorytetu, błędów w wierze, braku dyscypliny i moralności, należy zacząć od najważniejszego aktu Kościoła, mianowicie od uwielbienia Boga, i to właściwego uwielbienia Boga w liturgii. Jeśli nie ofiaruje się Panu Bogu w publicznym kulcie należnej Mu, możliwie najwyższej czci, wówczas pozostałe potrzebne dzieła reformy nie przyniosą trwałego skutku. Tak spełniają się słowa Psalmisty: „Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą” (Ps 127, 1). Należy znów zacząć poważnie traktować Pana Boga w Jego Wcieleniu i w Jego pełnej Łaski, cielesnej obecności podczas odprawiania Mszy Świętej. Najświętsza Ofiara Mszy Świętej jest bowiem największą możliwą i najbardziej podobającą się Panu Bogu formą oddania Mu czci tutaj na ziemi.
Sobór w Konstancji zwrócił na to uwagę i już na pierwszej sesji 18. listopada 1414 roku postanowił:
„W tej tak trudnej sprawie nie możemy przedsięwziąć niczego polegając na własnych siłach, ale winniśmy ufać w pomoc Bożą. Dlatego, aby rozpocząć od okazania czci Bogu, zacząć należy od Kultu Bożego (a culto Divino inchoantes), a mianowicie poprzez podniosłe odprawianie Mszy Świętej (cum devotione Missam celebrent)”. Sobór stwierdził dalej, że – zatroszczywszy się o godną i pobożną liturgię Mszy Świętej – konieczne są jeszcze, w kontekście skutecznej reformy Kościoła, następujące kwestie: modlitwy, posty, jałmużny i pobożne dzieła, ponieważ pełne pokory i skruchy usposobienie ludu i kleru sprawi, że Pan Bóg udzieli swemu Kościołowi łaski odnowy.
Prawidłowe uczczenie Pana Boga w liturgii wymaga jednakże prawdziwej wiary. Prawdziwa i kompletna wiara katolicka pochodzi od Boga i dlatego jest właściwym fundamentem, skałą, na której zasadza się życie pojedynczych wiernych i całego Kościoła.
Sobór w Konstancji zostawił nam niezmiennie obowiązującą naukę w następującej wypowiedzi: „Wiara katolicka, jak dowiadujemy się z pism i dziejów świętych ojców – «bez której (jak mówi Apostoł) niemożliwe jest podobać się Bogu» – wielokrotnie była atakowana przez fałszywych jej wyznawców, zwłaszcza przez przewrotnych nieprzyjaciół, którzy, kierowani pochodzącą z pychy żądzą wiedzy, starali się „wiedzieć więcej, niż należy” i pragnęli światowej chwały; przeciw nim bronili jej wierni Kościołowi, duchowi rycerze, podniesioną tarczą wiary. Zapowiedzią takich wojen były wojny historyczne prowadzone przez lud Izraela przeciwko bałwochwalczym plemionom pogańskim. W tych duchowych wojnach święty Kościół katolicki oświecony ze względu na prawdę wiary promieniami niebiańskiego światła, z pomocą Pana i wspierającą opieką świętych, rozpędziwszy ciemności błędu jak wrogów, zawsze chwalebnie triumfował, sam pozostając nieskalany” (8. sesja, 04. maja 1415 r.)
Zachowywanie czystości wiary katolickiej oraz jej wierne i jednoznaczne przekazywanie jest pierwszym i najważniejszym zadaniem papieża i to – gdy potrzeba – nawet za cenę własnego życia. Jak nikt inny, przypominał o tej prawdzie Sobór w Konstancji, zobowiązując na przyszłość każdego nowo wybranego papieża do złożenia następującej przysięgi przed objęciem urzędu: „Jak długo będę żył, mocno będę wierzył i zachowywał wiarę katolicką, zgodną z Tradycją Apostołów, Soborów Powszechnych i innych świętych Ojców. Wiarę tę niezmienioną, co do joty, zachowam, będę umacniał, bronił jej i nauczał nawet za cenę życia i krwi; zachowam też i pod każdym względem będę przestrzegał przekazanego obrządku sakramentów Kościoła katolickiego” (39. sesja z 09. października 1417 r.). Byłoby potrzebne, żeby również w naszych czasach każdy ksiądz i biskup składali przed Święceniami tę przysięgę.
Prawdziwa wiara musi być jednak skuteczna w miłości. Kompletna i skuteczna w uczynkach wiara katolicka karmi się podniosłą i prawdziwie Boską liturgią, która jest przede wszystkim dziełem Bożym, a nie ludzkim. Wiara, liturgia i życie tworzą jedność: lex credendi – lex orandi – lex vivendi.
Dla zażegnania kryzysu Kościoła posłużył się Bóg w czasach Soboru w Konstancji w decydującym stopniu osobami świeckimi jako swoimi narzędziami. Wymienić tu można cesarza Zygmunta. Dzięki jego osobistemu zaangażowaniu Sobór w ogóle miał miejsce. Cesarz nie szczędził trudu, aby osobiście jechać na południe Francji do antypapieża Benedykta XIII i prosić go na kolanach, aby dla dobra Kościoła zrezygnował ze swojej funkcji. Niestety okazało się to bezskuteczne. Ostatnimi, którzy przyczynili się do zażegnania kryzysu w Kościele, byli jego maluczcy. Gdy 11. listopada 1417 r. kardynałowie zgromadzeni na konklawe nie osiągnęli po długich sporach zgody co do kandydata na papieża, podszedł pod okna budynku konklawe chór chłopięcy, który śpiewał Veni Creator. Słuchając pieśni w wykonaniu dzieci z ich czystymi i anielskimi głosami, poruszeni do łez kardynałowie wybrali natychmiast nowego papieża. Dzięki temu zażegnany został wielki kryzys w Kościele i zarazem ostatecznie zakończyło się wygnanie awiniońskie.
Prośmy z całego serca Najświętszą Maryję Pannę, Matkę Kościoła, Pogromczynię wszystkich herezji, o zakończenie wyjątkowo wielkiego kryzysu Kościoła, którego wszyscy doświadczamy. Wierzymy, że Maryja uczyni to wraz z Panem przez tych najmniejszych w Kościele, którzy dniem i nocą ze łzami i ufnością podnoszą głos do Pana Boga i błagają Go o odnowioną czystość wiary, liturgii i życia w Kościele w naszych czasach. Jedyna i prawdziwa wiara katolicka jest zwycięstwem, które zwycięża świat (por. 1 J 5, 4). Amen.
„I would say, we are in the fourth great crisis [of the Church], in a tremendous confusion over doctrine and liturgy. We have already been in this for 50 years”. How long will it last? „Perhaps God will be merciful to us in 20 or 30 years” (CH). „Chciałbym zauważyć, że jesteśmy pogrążeni w czwartym wielkim kryzysie [Kościoła]. W tym straszliwym zamęcie dotyczącym doktryny i liturgii tkwimy już od 50 lat”. Jak długo to potrwa? „Być może Bóg okaże nam swoje miłosierdzie za 20, może za 30 lat” (Bp Athanasius Schneider, wypowiedź z 2014 roku).
Ach, od jakiegoś czasu lubi się spektakularnie przepraszać publicznie i za to, i za tamto, i jeszcze za tamto. Kto zatem przeprosi za ostatnie 50 lat degrengolady sprezentowanej Kościołowi i rzeszom zmanipulowanych katolików wystrychniętych na dudka, których wieczne zbawienie jest pod wielkim znakiem zapytania, skoro nie wyznają już czystej katolickiej wiary?
«Każdy w Kościele – od prostych wiernych do posiadaczy Magisterium – powinien powiedzieć: „Non póssumus!” Nie zaakceptuję niejasnej mowy ani umiejętnie zamaskowanych furtek prowadzących do profanacji Sakramentu Małżeństwa i Eucharystii. Nie przyjmę również kpiny z szóstego Przykazania Bożego. Wolę sam być ośmieszany i prześladowany niż akceptować dwuznaczny tekst i nieszczere metody. Wolę krystaliczny „obraz Chrystusa Prawdy, niż wizerunek lisa zdobionego drogimi kamieniami” (za św. Ireneuszem), bo „wiem, komu uwierzyłem”, „Scío, cúi crédidi” (2 Tm 1, 12)» (RC).
W pierwszych dniach sierpnia br. na rynku księgarskim ukaże się cenna i ważna książka:
Bp Athanasius Schneider, Corpus Christi. Komunia święta i odnowa Kościoła. Przedmowa Kard. Raymond L. Burke
Niewielki fragment pięknie obrazuje tematykę książki. Pisze Biskup:
«Sakramentalna obecność Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi jest o wiele wspanialsza od Jego obecności w świętej księdze Pisma Świętego. W konsekwencji, o ileż wspanialsze powinny być oznaki czci oddawane Jego sakramentalnemu Ciału, jak w sposób wzruszający napominał św. Franciszek: „Całując wam stopy, błagam was wszystkich, bracia, z taką miłością, na jaką mnie stać, abyście tak jak tylko możecie, okazywali wszelkie uszanowanie i wszelką cześć Najświętszemu Ciału i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, w którym to, co jest w niebie i to, co jest na ziemi, zostało obdarzone pokojem i pojednane z Wszechmogącym Bogiem” .
„Proszę was bardziej niż gdyby chodziło o mnie samego, (…) błagajcie pokornie duchownych, aby ponad wszystko czcili Najświętsze Ciało i Krew Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz święte imiona i słowa Jego napisane, które konsekrują Ciało. (…) i niech je noszą z wielką czcią i roztropnie udzielają innym. (…) a gdy kapłan je konsekruje na ołtarzu i na inne miejsce przenosi, niech wszyscy ludzie na klęczkach oddają chwałę, uwielbienie i cześć Panu Bogu żywemu i prawdziwemu” . Oby także w naszych czasach żarliwe słowa świętego Biedaczyny rozbrzmiewały echem w Kościele, jako pokorna prośba skierowana do pasterzy Kościoła, aby w sposób konkretny i skuteczny zadbali o to, by eucharystyczne Ciało Chrystusa było traktowane z maksymalną troską i otrzymywało należną cześć podczas udzielania Komunii świętej, oraz, na ile to tylko możliwe, by została wykluczona możliwość utraty nawet najmniejszych cząstek eucharystycznych i kradzieży konsekrowanych Hostii. Błagalny głos św. Franciszka rozbrzmiewa za naszych dni w głosie wielu zwykłych wiernych, którzy płaczą i boleją z powodu rozpowszechnionego, a niebezpiecznego i mniej godnego rytu Komunii na rękę i na stojąco. Niestety, głos tych najmniejszych czcicieli Eucharystii nie dociera tam, gdzie mógłby znaleźć zrozumienie i odzew, ponieważ tłumi go mocniejszy od niego głos eklezjalnego establishmentu. Ta książeczka napisana przez biskupa ma za zadanie oddać głos tym licznym milczącym maluczkim, którzy pragną bronić najuboższego, najsłabszego i najbardziej bezbronnego w Kościele naszych czasów: Jezusa Eucharystycznego».
You must be logged in to post a comment.