Oczekiwanie życia wygodnego jest pokusą, która czyha na nas na drodze wiary.
Można i należy się umartwiać z własnej woli, podejmując ascetyczne praktyki – modlitwę, pokutę, wyrzeczenia, post.
Ale można i należy także przyjmować wszelkie niewygody i trudy, które na nas przychodzą bez naszej woli, i których byśmy sobie nie życzyli. Jeśli je przyjmujemy i znosimy je, ofiarując je Panu Bogu w danych – dobrych – intencjach, są to niewygody dobrze spożytkowane.
Wszelkie niewygody i trudy, które na nas przychodzą bez naszej woli, ofiarujmy zatem Panu Bogu w intencjach miłych Niebu – przede wszystkim o nawrócenie grzeszników i świętość duchowieństwa, o powszechny powrót ortodoksji katolickiej w zakresie kultu, doktryny i moralności.
Jest jednak jedna intencja, która – jeśli nie utraciliśmy realizmu w spojrzeniu na historię swojego życia (zasłużyłem na piekło!) – narzuca się nam od razu i bezpośrednio: intencja wynagradzająca, czyli ekspiacyjna, za wszystkie grzechy przeze mnie popełnione w ciągu całego mojego życia.
Doświadczeń i mniejszych czy większych krzyży, jakie na nas przychodzą, nie marnujmy bezowocnie. Ofiarujmy je Panu Bogu aktem woli – w intencjach stosownych!